piątek, 27 sierpnia 2010

vienna, piatek w nocy

Jest udalo sie , pierwszy etap za nami ( sorry ale bez polskich znakow ) dla statystykow
401 km z luk oil mikolow do hotelu w wiedniu
5 h jazdy, 100 km w deszczu i wietrze ( oczywiscie czechy ) mega korek kolo brna i .... Nowa ksywa moto przema --- frezarka --- no troche uciekalismy przed dwoma obtartymi skodami, coz, nowe szerokie kufry a scisk w korku jak cholera ! To zart oczywiscie , obtarte sa tylko kufry...., poza tym standart, koledzy troche narzekali ze czasem prowadze wezykiem, ale tak lubie i nowe opony musze podomykac. A wieden ? Moje ukochane miasto, poznalem je od podszewki dzieki rodzinie z krakowa, najpierw Krzys , potem piotr i jola. A dzis mnie znowu uwiodlo, kolacja w brandauerze ( 13 becirk dla wtajemniczonych przy schonbrunie) Pisiu i bart - vienerschnitzel , pychota , ja i przemys zeberka ale jakie i ile .. Kazdy ponad metr!!,
Kosztowali wszyscy i bosko , na kolacji piotr troche zgaszony, coz wiadoma partia w rozsypce, wisla doluje, kardynal dziwisz tez cos nie ten tego w sprawie krzyza, ale co tam raz sie zyje
Moja corcia Zuzia jak zwykle w formie , kibicuje tatulowi w wyprawie i juz sie odgraza ze na kolejna jedziemy razem, ale ona swoim motorem a nie jako "plecaczek", fajnie ze jest w wiedniu, A teraz prywata, sponsorowane pozdrofki
Od pisia dla famili pisiewicz,od przema dla gasieniczki tomka i zalogi many, od bart dla rodzinki, i ode mnie dla fanek z huhtamaki, oraz dziewczyny z kliniki,
do jutra czesc
Od

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz